Tizona: Różnice pomiędzy wersjami
Nie podano opisu zmian |
Nie podano opisu zmian |
||
Linia 9: | Linia 9: | ||
| poziom = 90 | | poziom = 90 | ||
| waga = 35.00 | | waga = 35.00 | ||
| opis = ''Wiele stuleci temu, w Raindar żyła pewna zielarka o imieniu Tizona. Była kobietą o dobrym sercu, zaś największą jej miłością była natura; góry, lasy i rzeki były jej prawdziwym domem, a wszystkie stworzenia były jej braćmi. Nie lękała się ani niedźwiedzi, ani olbrzymów, a jej piękny śpiew, pełen niewypowiedzianego piękna i smutku, z każdą jutrzenką można było usłyszeć u brzegu borów, otaczających Raindar. W mieście tym mieszkał pewien młodzieniec, syn kapitana straży miejskiej, który od najmłodszych lat miłował Tizonę całym sercem. Wstawał co dnia z pierwszym brzaskiem i biegł na skraj lasu, przez pokryte chłodną rosą polany, licząc, że uda mu się usłyszeć choćby echo śpiewu zielarki. Mimo, że jego uczucie była wielkie i czyste, nigdy nie odważył się wyznać jej miłości, siadał tylko co świt na przewalonej sośnie na brzegu lasu i wsłuchiwał się w odległy śpiew. Życie w Raindar upływało spokojnie, w rytmie pór roku, żniw i migrujących ryb... aż pewnego dnia nad miastem zawisła groza. Nad wieczornym piwem zaczęło mówić się o wielkich skrzydlatych jaszczurach, nawiedzających pobliskie góry, atakujących całe stada bydła. Jeden z pasterzy, uznany z początku za zaginionego, przywlókł się któregoś dnia do miasta. Doznał pomieszania zmysłów i patrząc pusto przed siebie powtarzał tylko jedno słowo: złoto. Złoto... Nikt go nie rozumiał, ale przerażenie ogarnęło całe Raindar. Posłano gońców do króla i zmobilizowano całą straż w mieście. Tylko jedna osoba się nie zlękła, tylko jedna osoba odważała się zagłebiać w bory, oddzielające miasto od gór. Tizona. Postanowiła odnaleźć smoki, które nawiedziły góry, żeby nakłonić je do odejścia. Tylko miłujący ją młodzieniec widział, jak odchodzi w las, tylko on poszedł jej śladem. Szła, śpiewając cicho, a w jej pieśni był wiatr, jej słowa brzmiały jak chłodny wiosenny poranek, spokojny jak lekka bryza i orzeźwiający jak górski strumień. Kiedy po kilku godzinach wkroczyła między skały, młodzieniec podbiegł do niej i złapał ją za rękę, przerażony i blady. Odwróciła się, a w jej oczach błyszczały łzy, niczym krople rosy. Nie powiedziała niczego, nie przerywała też swojej pieśni, po prostu delikatnie ujęła jego dłoń i kontynuowała swój marsz ku przeznaczeniu, a on nie odstępował jej na krok. Jaszczury, zwabione śpiewem, zaczęły z sykiem wypełzać spomiędzy skał, obserwując idącą dwójkę, ale nie zbliżały się zanadto. Otoczywszy ich szeleszczącym, chaotycznym kołem zmusiły ich do zatrzymania się. I wtedy całe niebo zalało złoto. Promienie słońca zatańczyły na łuskach olbrzymiego, złotego smoka, olśniewając refleksami wszystko poniżej. Smoki ucichły i spokorniały, kładąc po sobie szpiczaste uszy, a złoty jaszczur wylądował z ciężko przed parą. Tizona postawiła krok w jego stronę, potem następny, aż w końcu znalazła się kilka stóp od olbrzymich łap. Uniosła głowę, a słońce tańczyło w jej złotych włosach, tak samo jak po łuskach smoka, po czym zaczęła śpiewać. Złoty smok zamarł, a potem pochylił ku niej łeb, jakby wsłuchując się w melodię. Wydawało się, że czas zastygł, że istnieje tylko ta pieśń i nic poza nią. Nie wiadomo, ile tak stali, ale każda pieśń musi kiedyś dobiec końca. Kiedy rozbrzmiał ostatni, smutny ton, złoty smok uniósł łeb ku niebu, wygiął grzbiet w łuk i zaryczał doniośle. Kiedy ryk przebrzmiał, położył jedną z przednich łap przed Tizoną, w oczywisty sposób żądając, by z nim odleciała. Młodzieniec widząc to rzucił się do przodu z krzykiem, chcąc ją powstrzymać, ale inne smoki przyszpiliły go do ziemi żelaznym uściskiem, niemal miażdżąc mu żebra. Tizona odwróciła się do niego z nieopisanym smutkiem w oczach i podniosła rękę w geście pożegnania, a on szarpał się i krzyczał w uścisku smoczych łap. Kiedy już złoty smok odleciał ze swoją zdobyczą, a wraz z | | opis = ''Wiele stuleci temu, w Raindar żyła pewna zielarka o imieniu Tizona. Była kobietą o dobrym sercu, zaś największą jej miłością była natura; góry, lasy i rzeki były jej prawdziwym domem, a wszystkie stworzenia były jej braćmi. Nie lękała się ani niedźwiedzi, ani olbrzymów, a jej piękny śpiew, pełen niewypowiedzianego piękna i smutku, z każdą jutrzenką można było usłyszeć u brzegu borów, otaczających Raindar. W mieście tym mieszkał pewien młodzieniec, syn kapitana straży miejskiej, który od najmłodszych lat miłował Tizonę całym sercem. Wstawał co dnia z pierwszym brzaskiem i biegł na skraj lasu, przez pokryte chłodną rosą polany, licząc, że uda mu się usłyszeć choćby echo śpiewu zielarki. Mimo, że jego uczucie była wielkie i czyste, nigdy nie odważył się wyznać jej miłości, siadał tylko co świt na przewalonej sośnie na brzegu lasu i wsłuchiwał się w odległy śpiew. Życie w Raindar upływało spokojnie, w rytmie pór roku, żniw i migrujących ryb... aż pewnego dnia nad miastem zawisła groza. Nad wieczornym piwem zaczęło mówić się o wielkich skrzydlatych jaszczurach, nawiedzających pobliskie góry, atakujących całe stada bydła. Jeden z pasterzy, uznany z początku za zaginionego, przywlókł się któregoś dnia do miasta. Doznał pomieszania zmysłów i patrząc pusto przed siebie powtarzał tylko jedno słowo: złoto. Złoto... Nikt go nie rozumiał, ale przerażenie ogarnęło całe Raindar. Posłano gońców do króla i zmobilizowano całą straż w mieście. Tylko jedna osoba się nie zlękła, tylko jedna osoba odważała się zagłebiać w bory, oddzielające miasto od gór. Tizona. Postanowiła odnaleźć smoki, które nawiedziły góry, żeby nakłonić je do odejścia. Tylko miłujący ją młodzieniec widział, jak odchodzi w las, tylko on poszedł jej śladem. Szła, śpiewając cicho, a w jej pieśni był wiatr, jej słowa brzmiały jak chłodny wiosenny poranek, spokojny jak lekka bryza i orzeźwiający jak górski strumień. Kiedy po kilku godzinach wkroczyła między skały, młodzieniec podbiegł do niej i złapał ją za rękę, przerażony i blady. Odwróciła się, a w jej oczach błyszczały łzy, niczym krople rosy. Nie powiedziała niczego, nie przerywała też swojej pieśni, po prostu delikatnie ujęła jego dłoń i kontynuowała swój marsz ku przeznaczeniu, a on nie odstępował jej na krok. Jaszczury, zwabione śpiewem, zaczęły z sykiem wypełzać spomiędzy skał, obserwując idącą dwójkę, ale nie zbliżały się zanadto. Otoczywszy ich szeleszczącym, chaotycznym kołem zmusiły ich do zatrzymania się. I wtedy całe niebo zalało złoto. Promienie słońca zatańczyły na łuskach olbrzymiego, złotego smoka, olśniewając refleksami wszystko poniżej. Smoki ucichły i spokorniały, kładąc po sobie szpiczaste uszy, a złoty jaszczur wylądował z ciężko przed parą. Tizona postawiła krok w jego stronę, potem następny, aż w końcu znalazła się kilka stóp od olbrzymich łap. Uniosła głowę, a słońce tańczyło w jej złotych włosach, tak samo jak po łuskach smoka, po czym zaczęła śpiewać. Złoty smok zamarł, a potem pochylił ku niej łeb, jakby wsłuchując się w melodię. Wydawało się, że czas zastygł, że istnieje tylko ta pieśń i nic poza nią. Nie wiadomo, ile tak stali, ale każda pieśń musi kiedyś dobiec końca. Kiedy rozbrzmiał ostatni, smutny ton, złoty smok uniósł łeb ku niebu, wygiął grzbiet w łuk i zaryczał doniośle. Kiedy ryk przebrzmiał, położył jedną z przednich łap przed Tizoną, w oczywisty sposób żądając, by z nim odleciała. Młodzieniec widząc to rzucił się do przodu z krzykiem, chcąc ją powstrzymać, ale inne smoki przyszpiliły go do ziemi żelaznym uściskiem, niemal miażdżąc mu żebra. Tizona odwróciła się do niego z nieopisanym smutkiem w oczach i podniosła rękę w geście pożegnania, a on szarpał się i krzyczał w uścisku smoczych łap. Kiedy już złoty smok odleciał ze swoją zdobyczą, a wraz z nim reszta smoków, on wstał i długo patrzył w niebo, starając się zapamiętać kierunek, w którym odleciały jaszczury. A kiedy już zniknęły za horyzontem, usiadł na kamieniu. I płakał. Wiele lat później, jako osławiony, poorany bliznami smokobójca, zginął w walce z prastarym czerwonym smokiem, zaś jego miecz, ochrzczony imieniem ukochanej, której nigdy nie odnalazł, według legendy został przez czerwonego jaszczura zaniesiony jako trofeum złotemu królowi smoków. | ||
| wypadazbossa = [[Złoty Smok|Złotego Smoka]] | | wypadazbossa = [[Złoty Smok|Złotego Smoka]] | ||
| sprzedac = *[[Urban]] ([[Obóz Szkoleniowy Sił Koalicji]]) - 100000 [[Miedziak|md]] | | sprzedac = *[[Urban]] ([[Obóz Szkoleniowy Sił Koalicji]]) - 100000 [[Miedziak|md]] | ||
|}} | |}} |
Wersja z 16:17, 20 lut 2017
Tizona |
|||||
Atrybuty: | Atak: 44 (1-ręczny) | ||||
Wymagania: | Z tego przedmiotu prawidłowo korzystać może gracz o poziomie 90 lub wyższym o sile 90 lub wyższej | ||||
Waga: | 35.00 uncji. | ||||
Opis: | Wiele stuleci temu, w Raindar żyła pewna zielarka o imieniu Tizona. Była kobietą o dobrym sercu, zaś największą jej miłością była natura; góry, lasy i rzeki były jej prawdziwym domem, a wszystkie stworzenia były jej braćmi. Nie lękała się ani niedźwiedzi, ani olbrzymów, a jej piękny śpiew, pełen niewypowiedzianego piękna i smutku, z każdą jutrzenką można było usłyszeć u brzegu borów, otaczających Raindar. W mieście tym mieszkał pewien młodzieniec, syn kapitana straży miejskiej, który od najmłodszych lat miłował Tizonę całym sercem. Wstawał co dnia z pierwszym brzaskiem i biegł na skraj lasu, przez pokryte chłodną rosą polany, licząc, że uda mu się usłyszeć choćby echo śpiewu zielarki. Mimo, że jego uczucie była wielkie i czyste, nigdy nie odważył się wyznać jej miłości, siadał tylko co świt na przewalonej sośnie na brzegu lasu i wsłuchiwał się w odległy śpiew. Życie w Raindar upływało spokojnie, w rytmie pór roku, żniw i migrujących ryb... aż pewnego dnia nad miastem zawisła groza. Nad wieczornym piwem zaczęło mówić się o wielkich skrzydlatych jaszczurach, nawiedzających pobliskie góry, atakujących całe stada bydła. Jeden z pasterzy, uznany z początku za zaginionego, przywlókł się któregoś dnia do miasta. Doznał pomieszania zmysłów i patrząc pusto przed siebie powtarzał tylko jedno słowo: złoto. Złoto... Nikt go nie rozumiał, ale przerażenie ogarnęło całe Raindar. Posłano gońców do króla i zmobilizowano całą straż w mieście. Tylko jedna osoba się nie zlękła, tylko jedna osoba odważała się zagłebiać w bory, oddzielające miasto od gór. Tizona. Postanowiła odnaleźć smoki, które nawiedziły góry, żeby nakłonić je do odejścia. Tylko miłujący ją młodzieniec widział, jak odchodzi w las, tylko on poszedł jej śladem. Szła, śpiewając cicho, a w jej pieśni był wiatr, jej słowa brzmiały jak chłodny wiosenny poranek, spokojny jak lekka bryza i orzeźwiający jak górski strumień. Kiedy po kilku godzinach wkroczyła między skały, młodzieniec podbiegł do niej i złapał ją za rękę, przerażony i blady. Odwróciła się, a w jej oczach błyszczały łzy, niczym krople rosy. Nie powiedziała niczego, nie przerywała też swojej pieśni, po prostu delikatnie ujęła jego dłoń i kontynuowała swój marsz ku przeznaczeniu, a on nie odstępował jej na krok. Jaszczury, zwabione śpiewem, zaczęły z sykiem wypełzać spomiędzy skał, obserwując idącą dwójkę, ale nie zbliżały się zanadto. Otoczywszy ich szeleszczącym, chaotycznym kołem zmusiły ich do zatrzymania się. I wtedy całe niebo zalało złoto. Promienie słońca zatańczyły na łuskach olbrzymiego, złotego smoka, olśniewając refleksami wszystko poniżej. Smoki ucichły i spokorniały, kładąc po sobie szpiczaste uszy, a złoty jaszczur wylądował z ciężko przed parą. Tizona postawiła krok w jego stronę, potem następny, aż w końcu znalazła się kilka stóp od olbrzymich łap. Uniosła głowę, a słońce tańczyło w jej złotych włosach, tak samo jak po łuskach smoka, po czym zaczęła śpiewać. Złoty smok zamarł, a potem pochylił ku niej łeb, jakby wsłuchując się w melodię. Wydawało się, że czas zastygł, że istnieje tylko ta pieśń i nic poza nią. Nie wiadomo, ile tak stali, ale każda pieśń musi kiedyś dobiec końca. Kiedy rozbrzmiał ostatni, smutny ton, złoty smok uniósł łeb ku niebu, wygiął grzbiet w łuk i zaryczał doniośle. Kiedy ryk przebrzmiał, położył jedną z przednich łap przed Tizoną, w oczywisty sposób żądając, by z nim odleciała. Młodzieniec widząc to rzucił się do przodu z krzykiem, chcąc ją powstrzymać, ale inne smoki przyszpiliły go do ziemi żelaznym uściskiem, niemal miażdżąc mu żebra. Tizona odwróciła się do niego z nieopisanym smutkiem w oczach i podniosła rękę w geście pożegnania, a on szarpał się i krzyczał w uścisku smoczych łap. Kiedy już złoty smok odleciał ze swoją zdobyczą, a wraz z nim reszta smoków, on wstał i długo patrzył w niebo, starając się zapamiętać kierunek, w którym odleciały jaszczury. A kiedy już zniknęły za horyzontem, usiadł na kamieniu. I płakał. Wiele lat później, jako osławiony, poorany bliznami smokobójca, zginął w walce z prastarym czerwonym smokiem, zaś jego miecz, ochrzczony imieniem ukochanej, której nigdy nie odnalazł, według legendy został przez czerwonego jaszczura zaniesiony jako trofeum złotemu królowi smoków. | ||||
Wypada z potworów: | Ten przedmiot nie wypada z żadnego potwora. | ||||
Wypada z bossów: | Złotego Smoka | ||||
|
|||||
|